Intuicyjnie stwierdził, że to musi
być poranek. Gdy otworzył oczy wokół niego panowała ciemność tak, jakby dzień w
ogóle nie nastał. Wschód słońca zdradzał hałas na ulicy. Samochody jeździły,
ludzie krzyczeli a ptaki ćwierkały. Takie same dźwięki witały Kyungsoo
codziennie. I choć powtarzały się monotonnie to on je uwielbiał. Budziły go
rano i kładły spać wieczorem. Przywykł do nich. Pewnie bez nich czułby się
nieswojo.
Ostrożnie zsunął z swojego ciała
pościel i usiadł. Pochylił się do przodu szukając swoich kapci. Ułożył je w
odpowiednim miejscu tuż obok szafki mocnej. Gdy już je założył uniósł się
wyciągając ręce do przodu. Zrobił dokładnie 6 kroków. Tutaj stała jego szafa
pełna czarnych ubrań. Podobno takie były. Kyungsoo nie mógł tego sprawdzić,
więc liczył na szczerość innych ludzi. Nie zdziwiłby się, gdyby znalazła się
tutaj różowa koszulka, którą wcisnęłaby mu fałszywa sprzedawczyni rozweselając
swój dzień głupim żartem.
Ubrany odwrócił się w lewo.
Wystarczyło 5 kroków, żeby znaleźć drzwi od swojego niewielkiego pokoju. Tutaj
zaczynały się już schody. Po prawej znajdowała się sofa, stolik oraz dwa
fotele. Naprzeciwko tych mebli był regał z książkami oraz figurkami. 7 kroków
do przodu i byłby w niewielkiej kuchni, lecz on zrobił aż 10 w bok, żeby znaleźć
się obok drzwi prowadzących na balkon. 2 kroki i złapał się poręczy wdychając chłodne
powietrze. Tak właśnie wyglądało jego życie. Było całkowicie zależne od liczby
kroków. To one wyznaczały jego świat pogrążony w mroku. Bez nich byłby
zgubiony.
- Hej sąsiedzie. – Usłyszał
radosny głos po prawej stronie, co go lekko zaskoczyło. Zacisnął palce czując,
jak jego ciało drży. Nienawidził ludzi. Przerażała go ich powierzchowność i
brak tolerancji. Bał się, bo oddzielająca linia pomiędzy nim a innymi była strasznie
widoczna.
- Cześć. – Odparł niepewnie.
- Piękny mamy dzień, co nie?
- Może. Powiedź mi, co widzisz. –
Poprosił łagodnie.
- Widzę Seul o poranku. Wśród
złotych promieni słońca stoją wysokie, nowoczesne, szare budynki. Pomiędzy nimi
wiją się ulice, pełne kolorowych samochodów i zabieganych ludzi. Sygnalizacja
miga trzema kolorami. Najpierw jest czerwone, a ruch zatrzymuje się. Przy
żółtym wszyscy przygotowują się, aby na zielonym ruszyć do przodu. Drzewa
rosnące wokół leniwie poruszają swoimi gałęziami tańcząc z nieznośnym wiatrem.
Właśnie jakaś kobieta idzie z dzieckiem, mężczyzna ubrany w długi płaszcz czyta
gazetę a dwójka młodych ludzi kieruje się do szkoły. Inny pan wysiada z swojego
samochodu. On pracuje w restauracji naprzeciwko naszego mieszkania. Jest nawet
sympatyczny.
Kyungsoo uśmiechnął się lekko
wyobrażając sobie to w swojej głowie. Może obraz nie odzwierciedlał idealnie
tego, co na serio znajduje się tuż u jego stóp, ale tutaj mógł sam decydować,
jak powinien wyglądać świat. Wraz z słowami nieznajomego sąsiada rysował
cienkimi liniami krawędzie, koła i inne kształty, dzięki którym powstał jego
Seul. W sumie nie miało to najmniejszego znaczenia, czy wszystkie elementy
znalazły się na swoim miejscu. On nigdy nie pozna prawdy. Został skazany na
samotność w 4 ponurych ścianach. Ale tak było dobrze.
- Dziękuję. – Wyszeptał i odwrócił
się licząc w głowie kroki. Jego dłonie powędrowały do przodu czekając aż zderzą
się z stoliczkiem. Wtedy mógł spokojnie skierować się do kuchni, gdzie
przygotował dla siebie skromny posiłek. Wrócił do salonu i usiadł na sofie.
Przy okazji włączył radio. Tak właśnie wyglądały jego dni. Słuchając muzyki
czytał książki przeznaczone dla niewidzących. Nie miał celu, do którego dążył.
Po prostu żył z dala od społeczeństwa, zapomniany przez najbliższych, utkwił
pomiędzy realnością a snem. Egzystował nie oczekując niczego, bo to, czego
pragnął było dla niego nieosiągalne.
Jego dni nie różniły się niczym
wielkim. Może tym, że pewnego dnia zbił szklankę albo zaczął czytać kolejny raz
tą samą książkę, choć w połowie ją znał i mógł sam recytować niektóre wersy.
Elementy przeplatały się i nie były zbytnio atrakcyjne. Zwykły człowiek dawno
dostałby świra. Jednak nie Kyungsoo. On cieszył się, że mógł żyć na własną rękę
w miejscu, gdzie wszystko było dla niego widzialne. Pomimo tego, że mając
otwarte oczy wokół niego i tak panowała ciemność. Błądził po niewielkim
mieszkanku składającym się z 4 niewielkich pomieszczeń. Dopiero po kilku
tygodniach nauczył się poruszać nie zahaczając o meble. Było to niezwykłe
doświadczenie dla niego. I oznaka jego samodzielności.
Rzadko miewał gości. Zazwyczaj
przychodziła do niego ciocia w każdą sobotę przynosząc mu czyste ubrania, nowe
książki i jedzenie. Było to siostra jego zmarłej matki. Nie darzył ją jakiś
specjalnym uczuciem, ale cieszył się za każdym razem, gdy przekraczała próg
witając go zwykłym cześć. Wtedy Kyungsoo na chwilę powracał do normalnego życia
zostawiając swoje mroczne królestwo. Wkraczał w kolorowy świat pozbawiony jego
kalectwa oraz strachu przed poznaniem kogokolwiek. Dla niego wszyscy byli
fałszywi. Litowali się, bo nie widział. Nie chciał wokół siebie takich ludzi.
Wolał już żyć sam.
Ciocie pamiętał, jak przez mgłę.
Na pewno miała czarne włosy i niewielki nos, jak jego mama. Brązowe oczy
mieniły się iskrami radości a jasna cera sprawiała, że twarz była wręcz
idealna. Niestety przez lata obraz zamazał się. To samo dotyczyło się jego
martwych rodziców oraz wielu rzeczy. Wiele razy miał problem z przywołaniem
odpowiedniego słowa obrazującego przedmiot, o którym na przykład mówił spiker w
radiu. Jego pamięć umierała powoli zatapiając się w labiryncie bez wyjścia.
Niestety wraz z tym umierała nadzieja, że odzyska wzrok. W końcu płat
potyliczny został dość mocno naruszony podczas wypadku.
- Jak się czujesz, Soo? – Zapytała
i Kyungsoo domyślił się, że kobieta uśmiecha się do niego, gdy on siedział z
wysoko podniesioną głową na sofie i słuchał, jak ciocia układa w szafkach te
same produkty, które jadał odkąd tutaj się wprowadził. Posiłki dawno przestały
mieć jakikolwiek smak. Były jałowe w ustach chłopaka, ale on nie zwracał na to
uwagi. W końcu trudno jest przygotować sobie coś, co nie wymaga użycia garnka,
gazówki czy ostrych noży.
- Dobrze. – Odparł obojętnie
wzruszając ramionami. W rzeczywistości sam nie wiedział, czy jest mu dobrze,
czy jednak źle. Przestał tęsknić za czymś, co odeszło bezpowrotnie, więc był w
próżni. Samotny!
Przeważnie spędzali dwie godzinki
ze sobą. Ciocia robiła im obu herbatę i siedzieli w salonie. Rozmawiali o mało
ważnych rzeczach. Jednak to nie miała znaczenia, gdy Kyungsoo nie interesował
się światem i niewiele wiedział na jego temat. Z grzeczności słuchał opowieści
cioci próbując sobie wyobrazić te sytuacje lub osoby, choć one były zbędne w
jego ponurym życiu. Nigdy tego nie zobaczy. I to bolało najbardziej.
Świadomość, że on zatrzymał się a inni mogli iść.
Gdy ciocia opuszczała jego
mieszkanie czuł smutek, ale i ulgę. Trudno był dokładnie sprecyzować jego
uczucia. Chciał, aby kobieta była jeszcze u niego kilka minut. Wtedy cisza,
panującą w jego czterech ścianach, była zagłuszona. Jednak z drugiej strony,
rozmowa z druga osobą była dla niego męcząca. Dziwnie się czuł słysząc swojego
rozmówce, lecz nie widział go. Reagował tylko na zmianę barwy głosu oraz ruchy.
Jego słuch był w stanie wychwycić najcichszy szmer.
Intuicyjnie stwierdził, że to musi być poranek. Gdy otworzył oczy wokół niego panowała ciemność tak, jakby dzień w ogóle nie nastał. Wschód słońca zdradzał hałas na ulicy. Samochody jeździły, ludzie krzyczeli a ptaki ćwierkały. Takie same dźwięki witały Kyungsoo codziennie. I choć powtarzały się monotonnie to on je uwielbiał. Budziły go rano i kładły spać wieczorem. Przywykł do nich. Pewnie bez nich czułby się nieswojo.